KRYM TATARSKI

| 0 komentarze »
Gospodyni i jej goście.

Kot Carlos na porannej wspinaczce. W tle farma.

Tak się tutaj bierze prysznic.

Sewastopol - kwasy dostępne na ulicy.

Burza przemoczyła nas do suchej nitki. Ale jadąc dalej 40 km. wiatr podsuszył ciuchy.

Sewastopol - suszarnia w centrum miasta.

Okolice Wielkiego Kanionu (Krym nie mylić z USA)

Jałta Rally - pierwsze miejsce.

Okolice Aj - Petri z greckiego Góry Św. Piotra.

Na pierwszym planie "gwiazdy" tego bloga a w tle za chmurami Jałta.

Zajączek na skałach.

Czufut Kale zdobyte. Skalne miasto - miejsce schronienia partyzantów w czasie II W.Ś.

Widok ze skalnego miasta. Maharadża w kontemplacji.

Dom Papy Smerfa.

Uspieńskij Monastyr.

Terytorium wojskowe - baza kontroli przestrzeni.

Lokalny archeolog prezentuje swoje zbiory.




Przed wyjazdem wyobrażaliśmy sobie, że Krym to przede wszystkm piękne słoneczne plaże i leniwy wypoczynek. Po części jest to prawda, jednak góry Krymskie, biegnące wzdłuż południowej lini brzegowej, otwierają horyzont na turystykę aktywną i inny wymiar podróżowania.

Korzystając z Couch Surfingu znaleźliśmy kontakt do 50 letniego Szkota, który ma dom w Krymskich Górach. Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że zamiast Szkota była tam jego dziewczyna Natalia mieszkająca z 14-letnim synem Walerym. Ukrainka prowadząca od 6 lat malutkie gospodarstwo ugościła nas po królewsku. Gotowała nam pyszne lokalne potrawy, przygotowywane z własnoręcznie uprawianych warzyw. Obrzeraliśmy się pysznymi blińczykami zrobionymi na bazie gęsich jaj, grzybami z okolicznych gór i innymi smakołykami. Stu letni dom otoczony górami, ogród pełen kwiatów, gęsi, kaczki, kury pozwoliły nam w pełni poczuć klimat Krymskiej Wsi. Magiczną atmoswerę dopełniał fakt że Bojka, góra wznosząca się tuż obok, jest uważana za miejsce ezoteryczne, transmitujące energię. Faktycznie - czuliśmy się tam naprawdę wyjątkowo.

Gospodarstwo położone jest tuż obok Wielkiego Kanionu oraz Srebrnego Wodospadu na górskiej, krętej drodze łączącej Bakczysaraj z Jałtą. Na odcinku tej drogi odbywa się słynny rajd Jałta Rally. Zakręty są wręcz świetne - ostre, ale pozwalające na wchodzenie w nie z dużymi prędkościami. Motor wyciągany z jednego zakrętu odrazu kładł się wchodząc w drugi. Niesamowicie eksytująca droga! Polecamy wszystkim miłośnikom mocnych wrażeń.

Jedngo popołudnia zapuściliśmy się bez latarek w góry, chcąc dotrzeć do Wielkiego Kanionu, wybraliśmy jednak złą drogę prowadzącą na inny szczyt. Troszkę pochopnie i zbyt optymistycznie oszacowaliśmy czas przejścia trasy i wylądowaliśmy po zmroku na górskim śliskim po deszczu szlaku. Parę niegrożnych wywrotek, trochę strachu nakręconego przez zbyt wybujałą wyobrażnię i jakoś doszliśmy do drogi głównej.

Bakczysaraj i skalne miasto Czufut Kale oraz Uspieńskij monastyr będąc w okolicy trzeba zobaczyć. Nie będziemy się tu dużo rozpisywać, lepiej zerknąć na zdjęcia. Dodamy tylko, że Maharadża Stawski w tatarskim pałacu Chanów poczuł się jak w domu. :)

Ostani wieczór spędziliśmy u lokalnego zbieracza (domorosłego archeologa) i właściciela niebanalnej kolekcji eksponatów pochodzących z okolicy. Stare monety z przed 300 lat, kolekcja mocno podrdzewiałych sztyletów, broni oraz podków i innych metalowych przedmiotów wisi w jego małym muzeum zrobionym w szopie. Broń pochodzi głównie z czasów II Wojny Światowej, ponieważ w okolicy zetknęły się fronty niemiecki i rosyjski, jednak wiele innych eksponatów z pewnością ma wielowiekową historię. Sam zbieracz uważa, iż niektóre ze znalezionych przedmiotów należały do niego w poprzednim wcieleniu...

Warto wspomnieć, że w okolicy znaleziono szczątki człowieka prehistorycznego. Natalia wspominała, że jego skielet miał około 3 metry wysokości. Osobiście nie widzieliśmy, więc nie wiemy ile w tym prawdy.

Po kilku bajecznie spędzonych dniach cudowna Natalia pożegnała nas omletem z gęsich jaj, wycałowała i klepneła rumaka w d... na drogę. Żal było odjeżdżać...


KRYM STEPOWY

| 0 komentarze »

Dobrze, że na zdjęciu nie widać że te "dzikie konie" mają związane nogi.

90 metrowy tunel tuz koło Wielkiego Atlieszu.

Spoglądając w morze...

Wielki Atliesz i mały Stafa na motorze.

Look at that...

Palenisko śmieci. Człowiek potrafi zepsuć nawet najpiękniejszy krajobraz.

Industrialny Krym.

Chcieli nam opylić jednego. W ich mniemaniu na motor wcisnęłoby się klika.


Mickiewiczowskie inspiracje - step krymski.




Ledwo utrzymując kierownice, przemykając gdzieś pomiędzy wichrami i burzami, zmęczeni ciężką i długą trasą dotarliśmy na Krym. Pioruny i grzmoty omijały naszą drogę, a czarne chmury na szczęście nie rozlały się na nas. Nawet trochę nie zmokliśmy. Niezły fart! Droga nas tak umęczyła, że będąc już na terenie Krymu postanowiliśmy znaleść pierwszy lepszy nocleg (średnio około 30 PLN/os) nie wjeżdżając w głąb półwyspu.

Już w Odessie, głównie z powodu języka, można było zauważyć, że dominują tutaj Rosjanie. I tak właśnie Autonomiczną Republikę Krymu w większości zamieszkuje ta nacja. Jezyk głównie rosyjski, nastawienie polityczne zdecydowanie dalekie od nastrojów Pomarańczowej Rewolucji oraz autonomia nadana w 1991 roku sprawiają, iż mieszkańcy Krymu nie czują się częścią Ukrainy. Wjeżdżając na terytorium półwyspu mijaliśmy nawet prowizoryczną granicę, na której kontroluje się głównie ciężąrówki.

Pierwszym naprawde interesującym miejscem jakie odwiedeziliśmy była Olenivka. Położona na półwyspie Tarchankut jest bazą wypadową na Wielki i Mały Atliesz. Oba Atliesze to śnieżnobiałe wapienne klify na których skraju można usiąść ze spuszczonymi w dół nogami i podziwiać morze z wysokości 60 metrów. Wzdłóż klifów ciągną się groty, tunele i jaskinie wodne idealne do penetracji dla nurków i grotołazów. Powyżej klifów rozciąga się magiczny płaski step, pełen ptaków, traw i pięknych czerwonych maków.

Dalej na południowy - wschód skuszeni opcją Hammam i kąpieli błotnych zatrzymaliśmy się w uzdrowiskowej Eupatorii. Hammam, czyli łaźnia turacka z masażami, szczególnie przydała by się naszym zmęczonym jazdą motocyklem plecom i tyłkom. Po wielkich poszukiwaniach odnaleźliśmy sanatorium oferujace owe zabiegi. Następnego dnia podekscytowani zjawiliśmy się na wcześniej umówiona wizytę i co ? Oczywiście okazało się, że Hammam jest w remoncie i jedyne co nam zaoferowano to nędzny 15 min. masarz karku. Nie potrzebnie więc wynudziliśmy się spacerując pomiędzy straganami, wesołym miateczkiem i przeludnioną plażą pełną rozpoczynających wakacyjny sezon Ukraińców i Rosjan.



DWA WYMIARY ODESSY

| 2 komentarze »
Odeska opera.

Port overview.

Spoglądając w bok z głównej promenady...

Na tych miejscach chyba nie sprawdzają biletów.

KA...


...TA...


...KUM...


...BY! (kurteczki od Slogana sprawdzają się w każdych warunkach.)



Nadeszła pora coś sprostować. Lwów, jak pisaliśmy, jest zupełnie nowoczesnym i rozwiniętym miastem i to jest prawdą. Jednak stawiając go koło Odessy, trzeba bardziej odpowiednio dobierać przymiotniki. Chodzi o to, że tak opisując Lwów może zabraknąć skali dla Odessy.

To wielkie miasto, jest jednym z głównych portów Ukrainy. Infrastruktura, urbanizacja, metropolia, kurort - to słowa dość dobrze odające jego charakter. Wjeżdżając do okręgu Odeskiego gołym okiem widać, że znacznie przewyższa poziomem życia inne regiony. Nawet na drogach nie trzeba w spięciu wyglądać, z której strony wyłoni się dziura. Centrum miasta ma do zaoferowania promenady, bulwary, idealne na spacery wybrzeże, piękne kamienice i wystawny budynek opery. Butiki najlepszych, a właściwie to najdroższych światowych marek, zapraszają wszystkich z grubymi portfelami. Takich sklepów nie ma nawet w Warszawie.

Prawdziwą ciekawostką są rzadko polecane i raczej pomijane w przewodnikach miejskie katakumby. Gdybyśmy korzystali z hotelu i opierali się o informacje książkowe, nie mielibyśmy pojęcia, że pod naszymi stopami znajduje się największy na świecie sytem korytarzy kopalnianych rozciągający sie na powierzchni 2500 kilometrów korytarzy. Szczęśliwie dla nas okupowaliśmy kanapę bardzo ciekawej pary, która nakłoniła nas aby zostać w Odessie dwa dni. Maria i Jugin okazali się należeć do klubu speleologicznego dzięki czemu odkrył się przed nami inny, podziemny wymiar miasta. Przez około 2 godziny przeszliśmy jedno niewielkie, ale imponujące skrzydło pokopalniane. Nisamowite wrażenia! W momencie wyłączenia czołówek panowała absolutna ciemność. W podziemiach odbywa się dosłownie wszystko. Zawody paintbolowe, imprezy, ekspedycje naukowe, śluby. Podczas naszej wyprawy natkneliśmy się na "klub młodzieżowy", w którym z dala od rodziców małolaci konsumują zakazany owoc. Czasami trzeba ich ratować, gdy za bardzo poszaleją i nie mogą odczytać znaków prowadzących do wyjścia. Do kopalni można dostać sie przez liczne wejścia - te rozlokowane na terenie centrum są w większości zamknięte. Dlatego na ekspedycję trzeba wyruszyć poza miasto. Aby oddać specyfikę tego enigmatycznego miejsca trzeba przenieść się w czasie, do początków XIX wieku kiedy to Caryca Katarzyna II zleciła budowę portu na tych terenach. Port, wiadomo, sam działał nie będzie, a jego obsługa musi gdzieś mieszkać. I właśnie wtdy rozpoczeła się budowa miasta ciągnąca za sobą eksploatację złóż wapienia, z którego wycinano cegły doskonałe do jego budowy. Całe centrum zbudowano z materiałów wydobytych miedzy innymi w korytarzach, które przeszliśmy. Trafną była decyzja o lokacji miasta tutaj, ponieważ do tej pory kwitnie i rozwija się w najlepsze.





DOM POLSKI W STYRCZY

| 0 komentarze »


Chwila dla sponsorów... :)

Szkoła polska.

Opiekunka domu i najlepszy rumak pod słońcem.



Na samym końcu malutkiej wioseczki Styrcza jest Dom Polski - miejsce spotkań Polaków żyjących w Mołdawii. Cała wioska została założona przez naszych rodaków pod koniec XIX wieku i do dziś wielu jej mieszkańców ma polskie korzenie. Dom Polski jest idealnym miejscem na nocleg. My akurat byliśmy tam sami więc na jedną noc staliśmy się gospodarzami całego domu.


MOŁDAWIA - KRAINA KOLORÓW

| 0 komentarze »
Lądowanie w rzepaku.

Studnia! Bez wody nawet wielbłąd nie da rady.

Praca u podstaw.

Horses but not made of sticks.

Wioskowe klimaty.

Art Labirynth - coultural center.

Zjeść coś też czasem nada ...

Kiszyniów street art.

Gdzieś w Kiszyniowie...

Romantic stuff.

Borszcz zasługuje na osobiste zapoznanie.





Mołdawia - mówi się o niej, że jest najbiedniejszym krajem w Europie. Może pod względem ekonomicznym jest to prawda, jednak posiada ona inne bogactwo - swoich mieszkańców. Gdyby mierzyć PKB w gościnności z pewnością byłaby mocarstwem na skalę światową. Podczas naszego, krótkiego pobytu wielokrotnie witano nas z otwartymi drzwiami. Nawet kiedy pytaliśmy tylko o drogę, od razu zapraszali nas pod swój dach. Gościnność posunięta jest do tego stopnia że jedna babuszka zapytana o rzekę Prut wskazała na drzwi swojego domu, tak jak by właśnie tam płynął jej nurt.

Język mołdawski mówi wiele o historii kraju. Jest dialektem języka rumuńskiego o zabarwieniu mocno rosyjskim. Tu właśnie odkrywają się karty. Kraj przechodził z rąk do rąk. Raz to znajdował się pod zaborem rosyjskim, a raz chronił się pod skrzydłami Rumunii. Tak oto do chwili obecnej dogadać się tu można w kilku językach i zetknąć z różnymi kulturami. Najciekawsze jest to, że Hiszpański i Włoski (mimo wielkich odległości) leżą w jednym koszyku z Mołdawskim i można się tu porozumieć również w tych językach. Prawdopodobnie jest to sprawka Rzymian.

Niewątpliwie wypływy rosyjskie pozwoliły Mołdawianom zdobyć zaszczytne pierwsze miejsce na świecie w ilości spożywanego czystego alkoholu na osobę w litrach. Wg. raportu Światowej Organizacji Zdrowia najwięcej alkoholu – 18,22 litra – spożywają każdego roku mieszkańcy Mołdawii, co niemal trzykrotnie przewyższa średni wskaźnik światowy wynoszący 6,1 litra. W czołówce najbardziej pijących państw znalazły się również Czechy – 16,45 litra, Węgry – 16,27, Rosja – 15,76, Ukraina – 15,6, Estonia – 15,57, Andora – 15,48, Rumunia – 15,19 Białoruś – i Wielka Brytania – 13,37. I tu nasz apel: Polacy bierzcie się do pracy :)

Kraj, pomimo niewątpliwej biedy, jest wzorem do naśladowania - miasteczka są zadbane, czyste i poukładane. Mnóstwo drzew sprawia, że nawet Kiszyniów nie jest betonową dżunglą. Jedzenie - pierwsza klasa. Produkty, których używają w kuchni są tzw. "bio", ale ta ekologia nie jest wtórna jak w krajach Europy zachodniej, nie wynika z mody na bycie "eko" - ich zwyczajnie nie stać na drogą chemię i pestycydy. Pomimo, że Mołdawia aktualnie nie ma dostępu do morza, czystość i zieleń przywołują na myśl nasze nadmorskie miasteczka.

W centrum Kiszyniowa tuż obok dzielnicy ambasadowej, robiąc jeden krok wchodzi się do krainy czarów. Wielki park z jeziorem, kryje w sobie takie miejsca jak np źródło świeżej i zdrowej wody mineralnej. W jego krętych wąskich zalesionych uliczkach znajduje się wejście do Art Labiryntu. Jest to bardzo ciekawe, niezależne centrum wydarzeń kulturalnych. W bardzo klimatycznych i nastrojowych zakamarkach Art Labirintu odbywają się warsztaty muzyczne, próby i koncerty.

Pomimo tych wszystkich zalet Mołdawianie nie są aż tak zachwyceni swoim krajem. W ciągu ostatnich 15 lat około milion mieszkańców emigrowało w poszukiwaniu lepszego jutra. Emigranci osiedlają się głównie w Rumunii,Rosji i na Ukrainie. Milion może nie brzmi przerażająco, jednak w Mołdawii stanowiło to 1/5 populacji całego kraju. Obecnie kraj liczy sobie około 4 mln ludzi. Jak tak dalej pójdzie o tym państwie będzie można dowiedzieć się jedynie z książek do historii.


PAN WOŁODYJOWSKI

| 0 komentarze »

"(...) Wołodyjowski zaś zdjął hełm z głowy; chwilę spoglądał jeszcze na tę ruinę, na to pole chwały swojej. (...)"

Wściekły krzyżak z pod Chocimia.

Ważny telefon od Ulrich Von Jungingena.

Czarownica w dybach. Tuż przed spaleniem...

Różne to rzeczy na zamku się działy...

Tatar z Bakczysaraju zabłąkał się aż pod Chocim.

Made in China for Chocim.



Kamieniec Podolski i Chocim odwiedza wielu Polaków. Większość chyba tylko dla tego że oba miasta są im znane z " Trylogii" Henryka Sienkiewicza. Turystyka etniczna kwitnie, Polacy przybywają w poszukiwaniu swoich korzeni, a lokalni mieszkańcy zacierają ręce. Tani hotel - zapomnij! Same twierdze są ładne, ale nie powalają na łopatki. Krótko mówiąc... nie urywa...