REAL GAMBIA EXPERIENCE

|
Przejazd przez Gambie.

Przykladowy odcinek jednej z dwoch najwazniejszych drog krajowych.

Niejaki Timo przez przewodniki zaliczany do Youngsterow. Dla nas to poprostu kumpel.

Okolice River Gambia National Park. Samotny rybak o poranku.

Podworko szkolne w Janjangbure.

Kolejny przyklad drogi krajowej.

Kazdy sposob na zarobienie pieniedzy jest dobry.

Dream team.

Okolice Kartong - plaza stanowi port i market rybny.

Do pracy w Afryce nadaje sie kazdy bez wzgledu na wiek.

Nasz szampanski bungalow w Kartong.

Kachikari - leniwe borsuki.

Serekunda w oczekiwaniu na przejazd prezydenta.

Witamy serdecznie panie prezydencie.

Serekounda.




Ciężko znaleźć w Afryce drugi taki kraj, ktory tak bardzo obrazuje bezmyslnosc kolonizatorow. Gambia to waski pas ladu wbity w Senegal niczym gwozdz i prawie dzielacy go na dwie czesci. Od poczatku kolonizacji byla piatym kolem u wozu Brytyjczykow. Jest poprostu dowodem na ich zachlannosc. Zostala zkolonizowana bez pomyslu na jej zagospodarowanie. Anglicy bezskutecznie probowali opchnac ten kawalek ladu za cokolwiek innego i w konsekwencji mala kolonia zniknela w blasku takich poteg jak na przyklad Indie. Mozna powiedziec, ze oprocz wywozu srebra i niewolnikow nie zrobiono tu zupelnie nic. Mimo, ze cale panstwo rozciaga sie wzdloz ogromnej rzeki Gambia, to Anglicy nie wysilili sie na wybudowanie tu chocby jednego mostu. Wszedzie tam, gdzie z brzegu na brzeg przemieszczaja sie ludzie, tworza sie kolejki oczekujacych na przeprawe. Do tej pory w niektorych miejscach barki, przewozace nawet samochody, napedzane sa ludzka sila. Wszyscy podrozni ustawiaja sie po jednej stronie lodzi i poprostu ciagna za line przymocowana do drugiego brzegu. Wzdloz owej rzeki biegna jedynie dwie drogi, z ktorych poludniowa to wlasciwie zwirowy szlak. Pokonanie budowanego w trakcie naszej podrozy 250 km odcinka drogi ze stolicy Banjul do Janjangbureh zajelo nam caly dzien. Ogolnie infrastruktura Gambii to jedna wielka porazka.

Teraz naprawde doceniamy nasza inwestycje w opony terenowe. Motor z kuframi i pasazerem wazy okolo 400 kg i w momecie wjazdu na piach pomimo terenowek Stafa ledwo go utrzymuje. Nie wyobrazamy sobie pokonania bez nich niektorych dzior i piaszczystych odcinkow drogi.

Najlepiej zagospodarowana jest zachodnia czesc kraju. To za sprawa zlokalizowanej tu stolicy i przyciagajacych setki turystow plaz. Mimo, ze tereny te sa dosc mocno zurbanizowane to nieopodal centrum miasta zachowal sie naprawde spory i dziki rezerwat przyrody - Abuko. Poza tym w popularnej turystycznie miejscowosci Serekounda stworzono Park Kachicari. Stanowi on dom dla zagubionych w miejskiej jungli krokodyli. Krokodylowe krolestwo odwiedza tyle ludzi, ze starsze spasione i leniwe osobniki mozna nawet ¨poglaskac¨.

Na uwage zasluguja male, zyjace swoim zyciem nadmorskie kurorciki. Wyposazone w klimatyczne bungalowy sa idealnym miejscem na chillout. My zatrzymalismy sie w Kartong - miejscowosci lezacej tuz przy polnocnej granicy z Senegalem. W Equator Lodge planowalismy spedzic tylko jedna noc, ale klimat i obsluga przytrzymaly nas na trzy dni.

Po relaksie na plazy przyszla pora stanac twarza w twarz z rezimem. Nie mielismy pojecia, ze akurat w Gambii zobaczymy cos na wzor pochodow pierwszomajowych. Od rana na ulicach setki dzieci ubranych w mundurki szkolne i trzymajacych flagi kraju czekaly na przejazd glowy panstwa. Pomiedzy nimi, pilnujacy porzadku, gesto zasiani zolnierze z wielkimi karabinami naprawde wywiazywali sie ze swoich obowiazkow. Okazuje sie, ze wladza w Gambii sprawowana jest przez dyktatora. Obecny, samozwanczy prezydent trzyma reke na wielu galeziach gospodarki prowadzac polityke monopolowa. Mimo to Gambijczycy pokornie przyjmuja co przyniesie jutro i sytuacja w kraju jest stabilna. Jednak na wszelki wypadek podczas wizyty glowy panstwa ulice i ochrona prezydenta wygladaja tu conajmniej jak w USA. Wstrzymany ruch, setki wojska - praktycznie sparalizowane miasto, a to wszystko uszykowane w tak biednym kraju tylko na przejazd politycznej gwiazdy. Sami, chcac przedostac sie do naszej dzielnicy zostalismy zatrzymani i postraszeni bronia. Czuc bylo, ze to nie zarty - jak wstrzymuja ruch to dla wszystkich i na amen. Caly ten balagan mial miejsce ze wzgledu na obchody 45 rocznicy odzyskania niepodleglosci przez Gambie.

Po obchodach dnia niepodleglosci spedzilismy jeszcze troche czasu w regionie i udalismy sie do Janjangbureh, przez Angoli nazywanego Georgetown. Dosyc duze jak na Gambie miasto okazalo sie byc odcieta od swiata wielka wioska. Wioska lezy na ogromnej wyspie otoczonej wodami rzeki Gambia. Pomijajac razace braki w drogowej infrastrukturze, w miescie nie ma nawet banku, stacji benzynowej ani szpitala. Zeby kupic bezyne trzeba zaplacic dwa razy tyle co normalnie i nie jest to latwe - to dopiero paradoks. Wszystko to ma rowniez swoje plusy, poniewaz nadal jest tu bardzo dziko, a okolica jest schronieniem dla wielu gatunkow zwierzat.

Godzine drogi lodzia od miasta znajduje sie rozlokowany na wyspach Baboon (Pawiana) - River Gambia National Park. Jedyna dostepna forma zwiedzania parku jest podroz lodzia. To ze wzgledu na niebezpieczenstwo zwiazane z wejsciem na lad. Wyspy zamieszkuja dzikie szympansy i pawiany, ktore moga nie byc zachwycone obecnoscia ludzi. Poza nimi wysp strzega krokodyle i hipopotamy, ktore takze nie zachecaja do zejscia na zupelnie dziki lad. Podczas naszej podrozy po parku nie udalo nam sie zobaczyc szympansow :( Jest to znacznie latwiejsze korzystajac z noclegu na bardzo drogim luksusowym kampingu. Oferuje on miejsca na lodzi, ktorej obsluga dokarmia malpy. Widzielismy za to mnostwo innych malp (w tym pawiany) oraz przeurocze hipopotamy. Magia miejsca nie sa jednak tylko zwierzeta, ale porastajacy wyspy gesty i dziki las tropikalny wygrywajacy muzyke jungli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz