W najnowszym (sierpniowym) numerze "Świata motocykli"...

| 2 komentarze »

W najnowszym (sierpniowym) numerze "Świata motocykli" można przeczytać nasz 6-stronicowy artykuł z wyprawy do Afryki. Zapraszamy do lektury !


PETITE COTE & DAKAR

| 0 komentarze »
Petite Cote.

Plaze na Petit Cote.

Ekscentryczny hodowca Pelikana - na spacerze niczym z psem. Petite Cote.

Pozar na obrzezach Dakaru.


Pożar.

Wysypisko w ogniu.

Market na torach.

Statula Renesansu - Dakar.


Wielki meczet - Dakar.


Petit Cote - to wybrzeze stanowiace azyl dla zmeczonych Dakarem mieszkancow stolicy. To ostatni przystanek, na ktorym wlasnie zamierzamy robic nic. Mila to odmiana po tak intensywnie spedzonych dwoch miesiacach. Piaszczyste plaze i ogromne fale sa cudownym zwienczeniem naszej podrozy. Jeszcze tylko zjaramy sie na sloncu i trzeba wracac w rodzinne mrozy. W planie mielismy powrot motorem ale okazalo sie ze mozna niedrogo wyslac go statkiem do Europy. Postanowilismy wiec wiecej czasu spedzic w Senegalu a motor zaladowac na prom.
Po Petit Cote jeszcze imprezka w Dakarze i oboje pakujemy sie do samolotu.


BASSARI TRIBE

| 0 komentarze »
Bassari Country.


Ploteczki.

Smieci na obrzezach miasta.

Badasaffi - taka grupka otacza motor prawie zawsze po zatrzymaniu w malych wioskach.

Dildefelo - dziad pod wodospadem.

Byle by na przod!!!

Namaczanie, wirowanie, odsaczanie poprostu pranie!

Przypadkowi przechodnie.

W wiosce Bedik.

W wiosce Bedik.

Chatka a w tle wielki Baobab.

Spodobaly sie prezenty.

Pierceofcake.pl in Africa.

Chatki puchatki.

Kazdy chce cos sprzedac.

Tak sie tu przyzadza obiad.


Mozna powiedziec, ze przyszla pora na deser. Po dwoch koszmarnych dniach podrozy przez drogi Casamance, dziurawe jak ser szwajcarski, dotarlismy do Tambacoundy. Jest to spore miaso stanowiace ostatnia szanse na wyplacenie gotowki czy iinego rodzaju sprawy organizacyjne przed wypadem na poludnie. Dalej w strone granicy z Gwinea Conacry rozciaga sie najwiekszy Park Narodowy Senegalu - Nikolo Koba. Tuz za parkiem rozpoczyna sie najbiedniejszy region nazywany Krajem Basari slynacym z jego specyficznych mieszkancow. Region nie dorobil sie jeszcze banku, wiec planowanie wydatkow nalezy przemyslec jeszcze w Tambie. Jesli planuje sie wizyte w Parku Nikolo Koba trzeba liczyc sie ze srogimi cenami. My rozczarowalismy sie nieco, gdy okazalo sie, ze motocyklem do parku wjechac nie mozna. Zakaz dotyczy niebezpieczenstwa zwiazanego z poruszaniem sie jednosladem po terenach zamieszkalych przez dziekie zwierzeta. Ponoc sa tam nawet lwy, ale widywane sa tak zadko ze juz prawie o nich zapomniano. Przechodzac do sedna; nie wpuszczono nas motorem a za wynajem jeepa na jeden dzien trzeba zaplacic bagatela 120 euro. Po krotkiej rozmowie z grupa hiszpanow, ktora wlasnie opuszczala park, utwierdzilismy sie w przekonaniu ze nie warto tyle wydawac, zeby zobaczyc dwie antylopy na krzyz. Obrociwszy sie na piecie pojechalismy do Kedougu.
Miasto jest stolica wczesniej wspomnianego regionu Bassari, ktorego nazwa pochodzi od najliczniej zamieszkalej tu grupy etnicznej. Kedougu, poza marketem slynacym z niedrogich i dobrych jakosciowo tkanin indigo, nie wiele ma do zaoferowania. Stanowi jednak dobra baze wypadowa na okolice. Tu wlasnie znalezlismy bezpieczne miejsce, gdzie zostawilismy nasze kufry i na podboj Bassari pomknelismy leciutcy niczym piorko. Dobrze zrobilismy, bo glowna droga do Salematy to zwykla zwirowka, natomiast wszystkie mniejsze odchodzace od niej drogi docelowe to prowadzace przez busz piaszczyste sciezki. Nie dalibysmy rady pokonac ich obladowanym motorem.
Dwie godziny drogi od Kedougu znajduje sie 100 metrowy wodospad idealny na odpoczynek od 40 stopniowego upalu. U jego stop lezy basenik wypelniony chlodna woda. Zwarzywszy, ze w porze suchej region po prostu wysycha jest to miejsce, w ktorym trzeba wykapac sie na pewno.
Dla mieszkancow wioski Dindefelo, kolo ktorej lezy wodospad droga rozklekotanym autobusem przez busz to codzienne pieklo. Dla nas bylo to prawie jak safari.
Poza Bassari tereny te zamieszkuje rownie interesujace i wciaz zyjace wedlug tradycyjnych zasad plemie Bedik. Iwol to 500 osobowa wioska polozona na wzgorzu, do ktorego droga to stromy i meczacy szlak. Jej mieszkancy to cztery rodziny z plemienia Bedik, z ktorych kazda posiada konkretna pule obowiazkow zwiazanych z prowadzeniem wioski. Utrzymuja sie z produkcji bawelny, tkactwa, wyrobu bizuterii, chodowli zwierzat i uprawy orzeszkow ziemnych, ktore stanowia tu podstawe wielu dan. Indywidualizm mieszkancow polega na ich niesamowitych, bardzo plemiennych i wojowniczych fryzurach i strojach. Przekluwaja sobie nosy i uszy od gory do dolu. W sumie to na konwencie tatuazu w Europie mogliby wsiaknac w tlum. Tutaj natomiast sa najbardziej malownicza i oryginalna grupa etniczna. Sama wioska jest jak z pocztowki. Male, kryte bambusem, kamienne chatkirozciagaja sie wzdloz zbocza na ktore dumnie spoglada przeogromny, uwazany za swiety, Baobab. Drzewo ma ponad 23 metry w obwodzie i jest miejscem zebran calej wioski. Obok stoja dwa doskonale brzmiace bebny. Nalezy pamietac, zeby podczas wizyty nie popelnic foux paux i nie uderzyc w beben, ktorego dzwiek przywoluje wszystkich mieszkancow wioski. Poza Baobabem cian na wioske rzucaja jeszcze wyzsze niz on sam drzewa kapok dodajac jej mistycyzmu.
Ewidetnie nie bylismy pierwszymi turystami, ktorzy tu dotarli. Po pieciu minutach wizyty polowa kobiet z wioski rozstawila swoje male przenosne straganiki z bizuteria i wyrobami recznymi. Nie moglismy sie oprzec by sie nie obkupic. Sami mielismy przy sobie kilka kolczykow od Magdy ze sklepu, ktore okazaly sie byc swietnym towarem wymiennym.
Nastepna na drodze jest Salemata. Jako ze posiada punkt medyczny oraz pare sklepikow i market, stanowi centrum zycia dla okolicznych wiosek. Pietnascie kilometrow od Salematy tuz u stop gor, ktore odgradzaja Senegal od Gwinei Conacry, lezy Etiolo. Mala wioska w 100 procentach zamieszkiwana przez Bassari posiada zaopatrzony w tradycyjne chatki camping. Wlasciciel campingu - ekscentryczny Balingo jest atrakcja sama w sobie. Nawet z nasza kiepska znajomoscia francuskigo z zaciekawieniem sluchalismy historii inicjacji mezczyzn Basarii i innych ciekawych legend. Balingo to tancerz, zartownis i dobry kompan do spedzania wolnego czasu, ktorego zawsze ma dosc dla swoich gosci. Camping oferuje zakwaterowanie i super jedzenie z cala rodzina w bardzo przyzwoitych cenach. W gorach obok wioski zyja ostatnie dzikie senegalskie stada szympansow. Okolica stanowi doskonaly punkt obserwacyjny tych malp.
Ogolnie cala kraina Bassari nie jest jeszcze turystyczna mekka. I dobrze, bo kazda wizyta przybyszow z ¨cywilizowanego¨ swiata zostawia slad na jej mieszkancach i kulturze.


PROWINCJA CASAMANCE

| 0 komentarze »
Prowincja Casamance.

Spotkanie na plazy.

Tuz przed wodowaniem.

Poszly konie po betonie!!!

Dostawa swiezych ryb.






Casamance to najbardziej wysunieta na poludnie prowincja Senegalu; prawie oddzielona od niego Gambia. Ten niezwykle zielony lad od zawsze zamieszkiwalo niepodlegle i wojownicze plemie Diola. Juz od czasow kolonizacji sprawialo ono najwieksze klopoty francuskiemu zaborcy. Do dnia dzisiejszego tereny te sa uwazane za najbardziej niebezpieczne w kraju. Zaledwie w 2004 roku zostal zakonczony konflikt separatystyczny, ktory sciagnal na te ziemie sily zbrojne nadal licznie tu stacjonujace. Obecnie juz sporadycznie, ale nadal zdarzaja sie rabunki z bronia w reku. Najczesciej dochodzi do nich w nocy lub wczesnie nad ranem i dlatego zalecane jest podrozowanie w dzien. My, nie wywolujac wilka z lasu, po zmroku nie oddalalismy sie od centrum miasta. Pomimo ze region jest niebzpieczny stanowi turystyczne centrum Senegalu.

Cap Skiring polozone tuz przy granicy z Gwinea Bissau przyciaga nalepszymi w kraju plazami. Dlugie, piaszczyste i porosniete palmami wybrzeze jet swietnie przygotowane dla turystow. Latwo znalesc fajny nocleg i zjesc takie frykasy jak homar czy langusta, oczywiscie w cenach nieporownywalnie nizszych niz europejskie. Ogolnie jednak region nalezy niestety do najdrozszych w państwie.

Dla motocyklistow i kladow cale wybrzeze Casamance to istny raj. Dosyc zbity piasek pozwala na swobodna jazde calymi kilometrami wzdloz lini brzegowej. Poprostu odlot! Pierwszy raz w zyciu jechalismy morzem i to chyba ze sto na godzine ;) Woda chlapie na wszystkie strony, a gdy nadchodzi fala ciezko utrzymac motor. Radzimy nie dac poniesc sie chwili i przed wjazdem do wody schowac w bezpieczne miejsce dokumenty, pieniadze i sprzet elektroniczny zeby nie suszyc ich potem tak jak my. Po takiej kapieli dobrze jest tez zadbac o motor fundujac mu pranie, tym razem w slodkiej wodzie.

Nie daleko na polnoc od Cap Skiring organizowane sa (nieco drogie) wyprawy w poszukiwaniu delfinow oraz rejsy kanalami oblewajacymi okoliczne wispy obfitujace w ptactwo.
Aby dostac sie do prowincji, a zarazem uniknac wizyty w Gambii (zwiazanej z kupnem vizy – 25000 CFA czyli okolo 170 pln/os.) mozna skorzystac z polaczenia promowego. Statek wyrusza z Dakaru i po 11 godzinach doplywa do stolicy region Zighinchour.

Dla nas wizyta w Casamance byla niczym odbicie sie od dna. Osiagnelismy najbardziej skrajny na poludnie punkt naszej wyprawy i teraz bedziemy juz tylko wynurzac sie w kierunku polnocnym.


HORROR W SANKULEKUNDA

| 0 komentarze »
Lokalizacja wydarzenia.

Kobiety przygotowuja powitalny obiad, ktory ze smakiem zjedlismy brudnymi lapami.

Ach te dzieciaki! Sama slodycz!


Girls Power !!!

Rodzina Timo.

Powrot do wioski.

Kat straszacy kobiety, ktore jeszcze przed chwila wywijaly na danceflorze.

Tym razem przyszla pora na mezczyzn.

Glowni bohaterowie jeszcze z napletkami ; )

Tance chulance i Timo na djembe.

One Big Family.




Podczas podrozy nalezy pamietac ze przewodnik to nie biblia. Zazwyczaj zakazany owoc okazuje sie najbardziej smakowity. W naszej ksiazce przestrzegaja przed tak zwanymi Younsters czyli maloletnimi gangsterami oferujacymi pomoc w zwiedzaniu okolicy. My dzieki znajomosci z takim wlasnie gangsterkiem zostalismy zaproszeni do malej wioski, w ktorej akurat odbywaly sie rytualne obrzedy zwiazane z obrzezaniem malych chlopcow. Mielismy ogromne szczescie bo owa tradycja dokonuje sie tylko raz w roku. Zwarzywszy na to ze temat jest kontrowersyjny i trzeba bylo by sie dlugo nad nim rozwodzic postanowilismy jedynie zdac relacje bez obszernego komentarza.

Akurat w Gambii, tak jak w wiekszosci krajow afrykanskich obrzezania dokonuje sie na tle kulturowym. Jest to pewnego rodzaju inicjacja. Sam zabieg chirurgiczny to tylko mala czesc zwiazanych z nim przygotowan. Obrzedy rozpoczynaja sie wraz z odseparowaniem chlopcow od rodziny. Separacja trwa nawet do trzech miesiecy. Przez ten czas chlopcy mieszkaja razem poza wioska pod opieka zwierzchnikow ceremonii. Po odbyciu kwarantanny przyprowadza sie ich do wioski , ktorej mieszkancy oczekuja na dzieci z wielkim przyjeciem powitalnym. Podczas imprezy djembe, gwizdki i klaszczace rece zachecaja do tańca.

Nie wiemy do konca o co chodzilo ale tance odbywaly sie nad glowami chlopcow przeznaczonych do obrzezania. W momencie gdy na placu kleczaly ofiary tanczyli tylko mlodzi mezczyzni. Po tych wystepach glownie starsze kobiety nagradzaly ich pieniedzmi. Po calej ceremoni chlopcy oczekuja w wiosce jeszcze cztery dni po czym nastepuje samo ciachniecie. Ajjjjj.

W Gambii obrzezania dokonuje sie rowniez u dziewczynek i ceremonial ma bardzo podobny przebieg.




REAL GAMBIA EXPERIENCE

| 0 komentarze »
Przejazd przez Gambie.

Przykladowy odcinek jednej z dwoch najwazniejszych drog krajowych.

Niejaki Timo przez przewodniki zaliczany do Youngsterow. Dla nas to poprostu kumpel.

Okolice River Gambia National Park. Samotny rybak o poranku.

Podworko szkolne w Janjangbure.

Kolejny przyklad drogi krajowej.

Kazdy sposob na zarobienie pieniedzy jest dobry.

Dream team.

Okolice Kartong - plaza stanowi port i market rybny.

Do pracy w Afryce nadaje sie kazdy bez wzgledu na wiek.

Nasz szampanski bungalow w Kartong.

Kachikari - leniwe borsuki.

Serekunda w oczekiwaniu na przejazd prezydenta.

Witamy serdecznie panie prezydencie.

Serekounda.




Ciężko znaleźć w Afryce drugi taki kraj, ktory tak bardzo obrazuje bezmyslnosc kolonizatorow. Gambia to waski pas ladu wbity w Senegal niczym gwozdz i prawie dzielacy go na dwie czesci. Od poczatku kolonizacji byla piatym kolem u wozu Brytyjczykow. Jest poprostu dowodem na ich zachlannosc. Zostala zkolonizowana bez pomyslu na jej zagospodarowanie. Anglicy bezskutecznie probowali opchnac ten kawalek ladu za cokolwiek innego i w konsekwencji mala kolonia zniknela w blasku takich poteg jak na przyklad Indie. Mozna powiedziec, ze oprocz wywozu srebra i niewolnikow nie zrobiono tu zupelnie nic. Mimo, ze cale panstwo rozciaga sie wzdloz ogromnej rzeki Gambia, to Anglicy nie wysilili sie na wybudowanie tu chocby jednego mostu. Wszedzie tam, gdzie z brzegu na brzeg przemieszczaja sie ludzie, tworza sie kolejki oczekujacych na przeprawe. Do tej pory w niektorych miejscach barki, przewozace nawet samochody, napedzane sa ludzka sila. Wszyscy podrozni ustawiaja sie po jednej stronie lodzi i poprostu ciagna za line przymocowana do drugiego brzegu. Wzdloz owej rzeki biegna jedynie dwie drogi, z ktorych poludniowa to wlasciwie zwirowy szlak. Pokonanie budowanego w trakcie naszej podrozy 250 km odcinka drogi ze stolicy Banjul do Janjangbureh zajelo nam caly dzien. Ogolnie infrastruktura Gambii to jedna wielka porazka.

Teraz naprawde doceniamy nasza inwestycje w opony terenowe. Motor z kuframi i pasazerem wazy okolo 400 kg i w momecie wjazdu na piach pomimo terenowek Stafa ledwo go utrzymuje. Nie wyobrazamy sobie pokonania bez nich niektorych dzior i piaszczystych odcinkow drogi.

Najlepiej zagospodarowana jest zachodnia czesc kraju. To za sprawa zlokalizowanej tu stolicy i przyciagajacych setki turystow plaz. Mimo, ze tereny te sa dosc mocno zurbanizowane to nieopodal centrum miasta zachowal sie naprawde spory i dziki rezerwat przyrody - Abuko. Poza tym w popularnej turystycznie miejscowosci Serekounda stworzono Park Kachicari. Stanowi on dom dla zagubionych w miejskiej jungli krokodyli. Krokodylowe krolestwo odwiedza tyle ludzi, ze starsze spasione i leniwe osobniki mozna nawet ¨poglaskac¨.

Na uwage zasluguja male, zyjace swoim zyciem nadmorskie kurorciki. Wyposazone w klimatyczne bungalowy sa idealnym miejscem na chillout. My zatrzymalismy sie w Kartong - miejscowosci lezacej tuz przy polnocnej granicy z Senegalem. W Equator Lodge planowalismy spedzic tylko jedna noc, ale klimat i obsluga przytrzymaly nas na trzy dni.

Po relaksie na plazy przyszla pora stanac twarza w twarz z rezimem. Nie mielismy pojecia, ze akurat w Gambii zobaczymy cos na wzor pochodow pierwszomajowych. Od rana na ulicach setki dzieci ubranych w mundurki szkolne i trzymajacych flagi kraju czekaly na przejazd glowy panstwa. Pomiedzy nimi, pilnujacy porzadku, gesto zasiani zolnierze z wielkimi karabinami naprawde wywiazywali sie ze swoich obowiazkow. Okazuje sie, ze wladza w Gambii sprawowana jest przez dyktatora. Obecny, samozwanczy prezydent trzyma reke na wielu galeziach gospodarki prowadzac polityke monopolowa. Mimo to Gambijczycy pokornie przyjmuja co przyniesie jutro i sytuacja w kraju jest stabilna. Jednak na wszelki wypadek podczas wizyty glowy panstwa ulice i ochrona prezydenta wygladaja tu conajmniej jak w USA. Wstrzymany ruch, setki wojska - praktycznie sparalizowane miasto, a to wszystko uszykowane w tak biednym kraju tylko na przejazd politycznej gwiazdy. Sami, chcac przedostac sie do naszej dzielnicy zostalismy zatrzymani i postraszeni bronia. Czuc bylo, ze to nie zarty - jak wstrzymuja ruch to dla wszystkich i na amen. Caly ten balagan mial miejsce ze wzgledu na obchody 45 rocznicy odzyskania niepodleglosci przez Gambie.

Po obchodach dnia niepodleglosci spedzilismy jeszcze troche czasu w regionie i udalismy sie do Janjangbureh, przez Angoli nazywanego Georgetown. Dosyc duze jak na Gambie miasto okazalo sie byc odcieta od swiata wielka wioska. Wioska lezy na ogromnej wyspie otoczonej wodami rzeki Gambia. Pomijajac razace braki w drogowej infrastrukturze, w miescie nie ma nawet banku, stacji benzynowej ani szpitala. Zeby kupic bezyne trzeba zaplacic dwa razy tyle co normalnie i nie jest to latwe - to dopiero paradoks. Wszystko to ma rowniez swoje plusy, poniewaz nadal jest tu bardzo dziko, a okolica jest schronieniem dla wielu gatunkow zwierzat.

Godzine drogi lodzia od miasta znajduje sie rozlokowany na wyspach Baboon (Pawiana) - River Gambia National Park. Jedyna dostepna forma zwiedzania parku jest podroz lodzia. To ze wzgledu na niebezpieczenstwo zwiazane z wejsciem na lad. Wyspy zamieszkuja dzikie szympansy i pawiany, ktore moga nie byc zachwycone obecnoscia ludzi. Poza nimi wysp strzega krokodyle i hipopotamy, ktore takze nie zachecaja do zejscia na zupelnie dziki lad. Podczas naszej podrozy po parku nie udalo nam sie zobaczyc szympansow :( Jest to znacznie latwiejsze korzystajac z noclegu na bardzo drogim luksusowym kampingu. Oferuje on miejsca na lodzi, ktorej obsluga dokarmia malpy. Widzielismy za to mnostwo innych malp (w tym pawiany) oraz przeurocze hipopotamy. Magia miejsca nie sa jednak tylko zwierzeta, ale porastajacy wyspy gesty i dziki las tropikalny wygrywajacy muzyke jungli.