W oddali Laayaune.
Na takim piachu sie wywrocilismy.
Stado nosorozcow : )
Pustynna wioska.
Jakies dziecko kolo naszego motoru : )
Stacja benzynowa na Saharze !!!
Pustynia, pustynia, pustynia i jeszcze raz do okola tylko pustynia. Miasta rozlokowane co 100 - 150 km a pomiedzy nimi nic - kamory i piach. Mialo nie byc paliwa ale okazuje sie, ze jest - mozna je kupic od tubylcow, ktorzy w ten sposob sobie dorabiaja. Tylko do czego, skoro do okola ich domostw nie ma wlasciwie nic?
Ostatnio aktualizowalismy bloga w Agadirze, a od tamtego czasu sporo sie wydarzylo. Sam Agadir to taki marokanski Sopot: promenady, Makdonaldy i mnostwo turystow (krajowych i zagranicznych). Zauwazylismy, ze nowoczesni Marokanczycy przyjezdzaja tu pokazac sie w dobrch restauracjach i modnych sklepach. Ogolnie lansss. Napewno nie jest to miejsce dla osob szukajacych Orientu. Miasto jest stosunkowo mlode jak na Moroco i rozwinelo sie dopiero na poczatku zeszlego stulecia. Nas nie zainteresowalo, potraktowalismy je bardziej jak przystanek przed Sahara. Zalatwilismy nowy akumulator, kanistry na paliwo i napilismy sie piwka, ktore rzadko gdzie mozna tu dostac. Agadir jest miejscem, w ktorym stykaja sie klimaty polnocy i poludnia. Teraz podrozujemy juz komfortowo - srednio jest 25°C. Przemieszczajac sie co raz berdziej na poludnie obserwujemy zmiane pogody a wraz z nia zmiane karnacji lokalnej ludnosci. Im nizej tym czarniej :)
Sahara nie wyglada do konca tak jak sobie ja wyobrazalismy. Zamiast wielkiej piaskownicy pelno tu zwiru. Wlasciwie to dzis mijalismy wydmy, ale sa to narazie niewielkie obszary piaszczyste. Wedlug mapy hard core zacznie sie za kilkaset kilometrow, i to nas martwi. Martwi nas dlatego bo to dopiero drugi dzien na pustyni a Sahara juz pokazala kto tu rzadzi. Pierwsza wkretka z jej strony dopadla nas dzis rano kiedy to motor z niewyjasnionych powodow zaczal jechac bardzo mocno przechylony. Nie wiedzac o co chodzi najpierw, juz w trakcie podrozy, przepakowalismy kufry podejrzewajac, ze waga bagazu nie jest rozlozona rownomiernie. Nie pomoglo. Potem podejrzenia padly na sam motocykl, ze moze cos sie poluzowalo lub za malo mamy powietrza w kolach. Ta diagnoza takze okazala sie byc nietrafiona. Kolejnym krokiem bylo przeprowadzenie testu jazdy po zdjeciu kufrow i jekiegokolwiek obciazenia (czyt. Magdy). Analizujac zebrany material empiryczny, doszlismy do tego ze to ¨tylko¨ wiatr. Hmmm wiatr.
Taki wiatr ze w zetknieciu z nasza setka na godzine leb urywalo. Pare razy prawie nas z drogi zmiotlo i nie tak jak to sie czasami wyolbrzymia tylko na serio. Jest styczen a w styczniu pustynie zamiast upalow nawiedza Hartman, jeden z najsilniejszych wiatrow na swiecie. Z wiatrem jednak jakos dalismy sobie rade, ale pustynia i tak rzucila nas na lopatki. Zaliczylismy wywrotke! Piach nawarstwiony na aswalcie podstawil nam noge i nawet nasze terenowe opony nie daly sobie z nim rady. Bilans strat: lekko skrecona noga Stafy, uszkodzony kask Magdy i urwany przedni migacz. Do wesela sie zagoi :)
Wczorajsza noc spedzilismy w saharyjskim miasteczku Tan Tan, dzis spimy w Laayoune. Miasto znane jest z wydobycia fosforanow.
Do tej pory liczac od startu w Barcelonie przejechalismy juz lekko ponad 3000 km a jeszcze taki kawal!
Ostatnio aktualizowalismy bloga w Agadirze, a od tamtego czasu sporo sie wydarzylo. Sam Agadir to taki marokanski Sopot: promenady, Makdonaldy i mnostwo turystow (krajowych i zagranicznych). Zauwazylismy, ze nowoczesni Marokanczycy przyjezdzaja tu pokazac sie w dobrch restauracjach i modnych sklepach. Ogolnie lansss. Napewno nie jest to miejsce dla osob szukajacych Orientu. Miasto jest stosunkowo mlode jak na Moroco i rozwinelo sie dopiero na poczatku zeszlego stulecia. Nas nie zainteresowalo, potraktowalismy je bardziej jak przystanek przed Sahara. Zalatwilismy nowy akumulator, kanistry na paliwo i napilismy sie piwka, ktore rzadko gdzie mozna tu dostac. Agadir jest miejscem, w ktorym stykaja sie klimaty polnocy i poludnia. Teraz podrozujemy juz komfortowo - srednio jest 25°C. Przemieszczajac sie co raz berdziej na poludnie obserwujemy zmiane pogody a wraz z nia zmiane karnacji lokalnej ludnosci. Im nizej tym czarniej :)
Sahara nie wyglada do konca tak jak sobie ja wyobrazalismy. Zamiast wielkiej piaskownicy pelno tu zwiru. Wlasciwie to dzis mijalismy wydmy, ale sa to narazie niewielkie obszary piaszczyste. Wedlug mapy hard core zacznie sie za kilkaset kilometrow, i to nas martwi. Martwi nas dlatego bo to dopiero drugi dzien na pustyni a Sahara juz pokazala kto tu rzadzi. Pierwsza wkretka z jej strony dopadla nas dzis rano kiedy to motor z niewyjasnionych powodow zaczal jechac bardzo mocno przechylony. Nie wiedzac o co chodzi najpierw, juz w trakcie podrozy, przepakowalismy kufry podejrzewajac, ze waga bagazu nie jest rozlozona rownomiernie. Nie pomoglo. Potem podejrzenia padly na sam motocykl, ze moze cos sie poluzowalo lub za malo mamy powietrza w kolach. Ta diagnoza takze okazala sie byc nietrafiona. Kolejnym krokiem bylo przeprowadzenie testu jazdy po zdjeciu kufrow i jekiegokolwiek obciazenia (czyt. Magdy). Analizujac zebrany material empiryczny, doszlismy do tego ze to ¨tylko¨ wiatr. Hmmm wiatr.
Taki wiatr ze w zetknieciu z nasza setka na godzine leb urywalo. Pare razy prawie nas z drogi zmiotlo i nie tak jak to sie czasami wyolbrzymia tylko na serio. Jest styczen a w styczniu pustynie zamiast upalow nawiedza Hartman, jeden z najsilniejszych wiatrow na swiecie. Z wiatrem jednak jakos dalismy sobie rade, ale pustynia i tak rzucila nas na lopatki. Zaliczylismy wywrotke! Piach nawarstwiony na aswalcie podstawil nam noge i nawet nasze terenowe opony nie daly sobie z nim rady. Bilans strat: lekko skrecona noga Stafy, uszkodzony kask Magdy i urwany przedni migacz. Do wesela sie zagoi :)
Wczorajsza noc spedzilismy w saharyjskim miasteczku Tan Tan, dzis spimy w Laayoune. Miasto znane jest z wydobycia fosforanow.
Do tej pory liczac od startu w Barcelonie przejechalismy juz lekko ponad 3000 km a jeszcze taki kawal!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz